poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 4 "Party? I'm coming!"

Trzeba mieć do mnie cierpliwość. Coś lubię przynudzać... Na początku :)
Ale wyjdę jak ten golum z herbaty i jeszcze was zaskoczę ;)


W końcu samolot usiadł na płycie lotniska Wywołując lekkie wstrząsy i wypuścił wszystkich na zewnątrz.  Rosja, mam nadzieję, ze przeżyję tę wyprawę.
Odprawę przeszłam szybko i sprawnie. Nawet jakiś mężczyzna pomógł mi z walizkami. Z rezygnacją patrzyłam na słońce nikle opatulone cienką warstwą chmur w oczekiwaniu na przyjaciół. Co chwilę sala przylotów i odlotów zapełniała się przybywającymi, a po chwili pustoszała ogarnięta grobową ciszą. Dymitr ma po mnie przejechać. Oby nie zapomniał. 
Zadzwoniłam na jego komórkę, ale odpowiedziała mi tylko poczta głosowa. No piknie. Chcesz czegoś to licz na siebie…
Załatwiłam sobie w recepcji auto. Prosiłam o jakieś w miarę duże i szybkie. Zobaczę, co mi dadzą. 
Po dojściu na miejsce okazało się, że jest to jeep. Nie jestem dobra w autach i niezbyt mnie obchodzi, jaki to model ważne by jechał. 
Usiadłam wygodnie za kierownicą i wcisnęłam gaz do dechy. Jechałam z zabójczą prędkością uważając na każdego kierowcę, który zbytnio się do mnie zbliżył. Po pewnym czasie wyjechałam z miasta i krajobraz natychmiast się zmienił. W jednym momencie kończyły się budynki i zaczynał gęsty las z krętą drogą. Jechałam szybko uważając na zakrętach wreszcie pierwsza prosta droga, ale na poboczu coś stoi. Na sto procent auto. Obok niego stało dwóch mężczyzn. Jeden z nich szaleńczo dystykulował rękoma. Z pod uniesionej maski auta wychodziła para. Przynajmniej nie dym. Im bliżej byłam tej niezwykłej pary, tym bardziej mi kogoś przypominali. Nie noo… Nie możliwe. Dymitr i Garrett! Obaj ubrani w garnitury. Jeden opierał się o auto z miną naburmuszonego dziecka, a drugi mówił coś bardzo szybko. Gdy zobaczyli moje auto na ich twarzach przez moment pokazał się uśmiech a potem zaczęli machać bym się zatrzymała. Zjechałam na pobocze przed nimi.  Nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy Garrett z minął dyplomaty zastukał w przyciemnianą przednią szybę auta po stronie kierowcy.
- Dymitr zamknij się ja mówię.- doszedł do mnie jego zduszony szept.
Rozbawiona opuściłam szybę.
- Panie władzo, jechałam nieprzepisowo?- parsknęłam śmiechem, a mój przyjaciel patrzył na mnie jak na ducha.- Co? Kot ci język ukradł?
Dalej się śmiejąc wyszłam z auta rozglądając się. 
- Hej Dymitr!- krzyknęłam do drugiego, wywołując takie samo zdziwienie.
- Iza!- zareagował szybko i przytulił mnie do siebie podnosząc do góry.- Jak ja cię dawno widziałem!
- Tak ja ciebie też.
Postawił mnie na ziemie i już miał mnie całować w czoło, ale go powstrzymała. Wspięłam się na palce i dałam mu krótkiego całusa w policzek.
- Żadnego całowania po czole!- krzyknęłam i podeszłam do wciąż oszołomionego Garrett, i również go pocałowałam z taką samą dozą czułości.
- Mieliśmy po ciebie przyjechać, ale auto się zepsuło. Komórka mi się rozładowała a Garrett po prostu nie wziął.- przyznał Dymitr 
- Masz moją. Zadzwoń po lawetę.- rzuciłam mu urządzenie. 
Oparłam się o auto tuż obok Garrett.
- Kostucho, tak dawno cie nie widziałam.- objął mnie ramieniem i przytulił do siebie.
- Ja ciebie też. Jak tam u ciebie? Opowiadaj!
- Co chcesz wiedzieć?
- Nie wiem. Czy dalej mieszkasz tam gdzie przedtem? Znalazłeś sobie kogoś wieczny singlu?
- Nie przesadzaj, ja jestem wampirem dwadzieścia lat, a ty ileś! Pomyśl logicznie, kto miał więcej czasu?
- Czemu się Dymitra nie czepiasz?
- Bo on rozmawia przez telefon.
- Moje serce jest oddane tobie milejjdy. Gdy po raz pierwszy cię ujrzałem gryzącą Dymitra zakochałem się od pierwszego wejrzenia.- powiedział zabawnym głosem.
- Nie ty w tedy zachodziłeś się ze śmiechu.- parsknęłam.
- Masz rację.- zaczął się śmiać, przez co Sterling zaszczekał głośno, żeby się uspokoił.
Garr na chwilę umilkł a potem ściszonym głosem zaczął chichotać pod nosem.
-Cicho być, bo mi psa denerwujesz.
Rozpięłam skurzany zamek od futra pozwalając by kurtka się rozchyliła. Było mi już w niej za
ciasno…
- A ty Isa, dalej mieszkasz w Szkocji?
- Tak. Jest mi tam dobrze. Wystarczająco dużo ludzi ładna okolica. Las za płotem. Jak dla mnie-
przerwałam w zamyśleniu nad dobrym słowem- idealnie.
- Nikt ci nie siedzi na głowie. Co nie? Życie bez problemów?
- Garrett, czy ty chcesz coś wiedzieć dokładnie??·- Wiesz, nie spotkałaś ICH?
- Nie, nie spotkałam ich od dwudziestu lat. Od pamiętnego dnia, w którym do ciebie przyjechali.
Fala wspomnień zalała mnie od razu…

     
Dzwonienie do drzwi. Otworzyłam oczy, a moje źrenice dziwnie się powiększyły.Nie słyszałam bicia serca, a zapach mi coś przypominał. Victoria? Nie… Co ona by tu robiła? Przecież, gdy nadmieniłam jej imię, Dymitrowi i Garrett'owi, nic im ono nie mówiło. Przestraszona wbiłam się plecami w oparcie kanapy. Usłyszałam jak klamka drzwi frontowych naciska się. Na całe szczęście były zamknięte. Przestraszona jak trusia wybiegłam po cichu po schodach i wpadłam do pokoju Dymitra. Spojrzałam ukradkiem przez okno na podjazd. Stało tam volvo. Srebrne i tak dobrze znane mi volvo, o które właśnie opierała się wysoka blondynka…
Gdy usłyszałam kolejny odgłos dzwonka rzuciłam się na łóżko zakopując się pod grubą kołdrę.
Przestałam oddychać i próbowałam wbić się jak najbardziej w materac.
Dzwonek przestał dzwonić i usłyszałam jak z podjazdu odjeżdża auto zrywając kamyk. Czemu nie usłyszałam jak się zbliża? Byłam za bardo zamyślona?
Pomimo tego, że wiedziałam, że nikogo już nie ma pozostałam w swoim ukryciu.
Nabrałam powietrza do płuc i wypuściłam je ze świstem.
Kilka godzin później usłyszałam przekręcanie kluczy w zamku. Moje mięśnie zesztywniały.
Czekałam. Słyszałam głosy. Po chwili w pokoju Dymitra rozległ się odgłos kroków.
Przestałam oddychać i zmrużyłam oczy.
Kołdra uniosła się i opadła jak piórko na ziemię.
Krzyczałam głośno prosząc o litość uderzałam na oślep.
- Iza! Iza! Uspokój się!- dotarło do mnie w chwili, gdy zostałam obezwładniona.
Dymitr przygwoździł mnie do łóżka siadając na mnie okrakiem.
Zdyszana przestałam okładać go pięściami.
- Co się dzieje?
Skrzywiłam się wydarta z zamyślenia.
- Oni tu byli… Dobijali się. Wiedzą o mnie…
Zrzuciłam go z siebie.
- Kto się dobijał?- pytała przyglądając mi się.- kto wie o tobie?
- Oni. Cullenowie. Wampiry, przez które tu jestem… On tu był…
- Ale wszystko dobrze?- spytał z dziwną nutą w glosie.
- Tak.- niepewnie uśmiechnęłam się, zerkając na niego.
- Wiesz. Nie mogliśmy dostać krwi w tutejszej klinice.- przerwał- no to, co? Zbieramy się?- jego uśmiech był szeroki.
- Na polowanie do miasta? Nie mogę! Jestem nowonarodzoną!
- Już miesiąc. - powiedział uśmiechnięty i podał mi torbę.
- I myślisz, że będę zachowywać pozory z krwistoczerwonymi oczyma?- spytałam kpiąco spoglądając w jego granatowe oczy.- Zaraz… Zaraz… Stop! Czemu masz niebieskie oczy?- spytałam.
- Wytwarzam iluzje.- uśmiechną się.- a twoje oczy nie będą dla nas przeszkodą.
Przebrana zeszłam na dół.
 - Isa skąd wiesz, że to oni?- spytał.
- Widziałam auto… i… Rosalie- wymówienie tego imienia nie przyszło mi łatwo.
- To byli oni.- przyznał Garr.- Dymitr zabierz ją stąd.- pewnie przyjadą z powrotem.
- Dobra…
Bez zastanowienia pobiegłam za Dymitrem, który ciągną mnie za rękę. Wpakowani w auto z piskiem opon ruszyliśmy z podjazdu, gdy srebrne volvo właśnie zajeżdżało.
Schyliłam się by nie było mnie widać, a gdy oddaliliśmy się już na dużą odległość pozostałam w tej pozycji.
- Już możesz się podnieść. Jesteśmy
na głównej.- uśmiechną się nie zwracając oczu z ulicy.- Nie ma tu ich.
- Licho nie śpi…


To był najgorszy dzień z mojego wampirzego życia. Dowiedziałam się też w tedy, że Dymitr ma dar i po raz pierwszy byłam na „poważnym” polowaniu… Ale traumę mam do dziś i jestem przeczulona na te auta.
- Halo! Ziemia do Isy. Powrót!- przed oczami zobaczyłam latającą rękę mojego przyjaciela.- coś tak odleciała?
- Nic. Wspomnienia. – uśmiechnęłam się i pogłaskałam Sterlinga po głowie, którą wystawił przez szybę kierowcy.
- Właśnie pakują auto Dymitra na lawetę jedziemy do domu.- uśmiechną się i wepchną mnie do auta.
***
Dymitr jakimś cudem zdobył kluczyki do mojego auta i usiadł za kierownicą. Ja wylądowałam z tył, podobnie jak Garrett, który bez usilnych prób dostania się na przednie siedzenie, przegrał z psem.
Grzeczny piesek!
- Moja matka jest tego roku bardo Podekscytowana tym całym zajściem. Udekorowała cały dom od piwnic po strych! Myślałem, że nie wytrzymam poprzedniego tygodnia. Pomiotała mną jak się tylko dało. Dymitr zrób to! Dymitr zrób tamto! Pando nie gniewaj się.- parsknęłam krótkim śmiechem słysząc jego zabójczą ksywkę.- Nie wiem skąd, ale wytrzasnęła małe łódki, które kazała zwodować na jeziorze. Zamówiła chyba dwa razy więcej lampionów i fajerwerków! Wina jest pełno w piwnicy. Jabłek zresztą już też. Ja zostałem przyporządkowany do oporządzania koni. Nie wiem jak one się tam wszystkie mieszczą, ale polowanie będzie w tym roku udane.- podrapał Sterlinga po łebku.
Pies jakby rozumiejąc zaczął machać ogonem i przykleił łeb do szyby.
- A!- wciął się Garrett- I cytując: „ Mam nadzieję, że ta Swanewna wreszcie ubierze się godnie do sytuacji!”- powiedział to przybierając barwę głosu przypominający naburmuszonego borsuka. Ani ładną ani zabawną.
- Pomijając fakt, ze pomylił moje nazwisko to wszystko się zgadza.- uśmiechnęłam się.
- Właśnie widzę. Wyglądasz jakby ktoś wyciągną cię z lat sześćdziesiątych.- Garrett objął mnie znów ręką i zaczął znacząco ruszać brwiami.
- Ogarnij się.- Dałam mu sójkę w bok.- tęskniłam za wami chłopaki. Gdzieście byli?
- Ja imprezowałem- uśmiechną się Amerykanin.- A Dymitr przypuszczam, smalił cholewki do niejakiej Nadii Valentain.- przerwał.- zgadza się?
Panda zacisną kurczowo palce na kierownicy.
- Ej ty! To nie moje auto. Muszę je oddać.- zaśmiałam się.- No to mów! Będzie na tej stypie?
- Tak.
- Jaka jest? Polubię ją?
- Z pewnością…- widziałam jak się uśmiecha, a jego rozmarzone oczy patrzą w dal.
- Przejdzie moje kryteria? Ja nie oddam cie nikomu, kto nie jest wyjątkowy.- powiedziałam poważnie.
- Jest naprawdę wyjątkowa… Kocham ją.
Przytuliłam się do Garrett z udawanym wzruszeniem.
- To takie…. Takie wzruszające!- zamiast płakać zaczęłam się śmiać.- Jestem szczęśliwa, że znalazłeś kogoś dla siebie! Strasznie! Chłopcy jesteście najważniejszymi osobami na ziemi. Dla mnie. Przytuliłam tego, który siedział mnie najbliżej.
- Gdyby nie wy już by mnie tu nie było.- uśmiechnęłam się.
- Nie ma, za co Iza.- usłyszałam głos Pandy.- A teraz patrz jak moja matka odstawiła dom…
Rzeczywiście. Nigdy tak nie było… Ogromny dwór, z białego marmuru i szkła był otoczony dużymi jabłoniami, na których zielonych żółtych i czerwonych jabłek wisiały różnokolorowe wstążki zawiązane na kokardkę.
Ani na podjeździe ani na trawniku nie było ani jednego listka! Chociaż jest już późna jesień!
Wyszłam z auta. A na polu wiał ciepły przyjemny wiaterek. Pomimo tego, że jest jeszcze jasno, miniaturowe latarnie poumieszczane wzdłuż drogi były już włączone. Fontanna żywo wypluwała wodę a w jej baseniku pływały jabłka. W zagrodzie oddalonej od domu ganiały konie. Boję się wchodzić do środka…
Wypuściłam Sterlinga z auta i zapięłam mu smycz. Pies nie lubił na niej chodzić, ale robił to z godnością. Nie upierałabym się z tym gdyby nie Katarzyna. Wredny babsztyl. Z tego, co pamiętam przemieniła ją ta sama wampirzyca, co Dymitra. Niejaka Ewa. Najpierw przemieniła Dymitra. Najzwyczajniej w świecie zrobiła to z własnej pobudki. Zakochała się w nim. Potem żeby go do siebie przekonać przemieniła jego matkę, siostrę brata. Aron za nią nie przepada, ale oczywiście obie kobiety do tej pory są jej wdzięczne za ten hojny dar i od niepamiętnych czasów próbowały zeswatać ją z Dymitrem. Ale chłopak nigdy się nie poddawał i był twardy w swoim postanowieniu. Ciekawa jestem czy będzie na balu, dawno jej już nie widziałam…
Wzięłam swoją torebkę, a Dymitr resztę bagaży. Garrett zajął się autem i usuną je z podjazdu.
Szłam za Pandą modląc się by za szybko nie spotkać jego matki.
Hol był przystrojony jak nigdy. Na horyzoncie brak wrogów… Do czasu… Zza winkla wyszła dumnym krokiem Zoya… Kurde… Stanęła na środku schodów i założyła ręce na pierś.
- Co ona tu robi?- spytała władczym tonem.
Spojrzałam pytająco na Dymitra.
- Przyjechała na święto zbiorów. Przeszkadza ci to coś?- odsyczał.
- Tak. Matka powiedziała. Albo ona- pokazała na mnie palcem- albo Nadia.- zaczęła stukać butem o posadzkę.
- Wytłumacz się.
- Tobie nie muszę się tłumaczyć… A matka nie będzie mi mówiła, kogo mogę zapraszać!
- Zwłaszcza, że to mój gość.- z góry usłyszałam głos Arona- mi matka nie stawiała żadnych wyborów, więc mogłem ją zaprosić.- zszedł po schodach i staną koło swojej siostry.
- Czy widzisz jakiś problem?- patrząc się w jej twarz uśmiechną się szeroko.
- Nie wszystko jest jak najbardziej w porządku.- wysyczała i wyszła naburmuszonym korkiem.
- Iza. Miło cię widzieć.- przytulił mnie do siebie na powitanie i się odsuną
- Nawet nie wiesz jak mi pomogłeś…- usłyszałam zza siebie głos Pandy.
- Nasza siostra potrafi zajść za skórę.- powiedział uśmiechnięty.- nie mówiąc o matce.- wyszeptał- kazała mi wiązać kokardki na drzewach!
Zachichotałam.
- Isa!- usłyszałam z góry krzyk Nory.
Zbiegła po schodach na dół jak mały skrzat, a jej fiołkowa sukienka falowała dookoła jej nóg.
- Miło cię widzieć.- przytuliła mnie.- jedyny prawdziwy Amerykanin, z którym mogę porozmawiać.
- A ja?- naburmuszył się Garrett.
- Ty jesteś wątpliwym Amerykaninem…. Chociaż?
- Dobra, dobra.  Dajcie jej odsapnąć.- zaczął śmiać się Dymitr.- Isa, chciałem ci przedstawić. Nadię Valentain. Nadio to Isabella Swan. Moja przyjaciółka. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie szczerze i wypowiedziała po rosyjsku kilka słów na powitanie. Odpowiedziałam jej w tym samym języku.
Nadia miała filigranową figurę, burzę blond loków, słodki wyraz twarzy i duże ładne czerwone jak tulipany oczy, które kontrastowały z malinowymi pełnymi ustami. Miała na sobie akwamarynową zwiewną sukienkę i wysokie szpilki. Była ode mnie niższa, a co dopiero porównywać z Dymitrem!
- Dobra, dobra. Nam jej każesz nie zamęczać a sam ją zamęczasz.- zaśmiał się Garrett.- Isa, chodź ze mną, jestem jedyną osobą, która od ciebie w tym momencie nic nie chce. Pokażę ci twój pokój.
- A wiesz w ogóle gdzie jest?- żachną się Dymitr.
- Tak… Nie…
- To dobrze. Ja zaprowadzę Izę, a ty pobaw się w tragarza.
Chłopak złapał mnie pod rękę i zaczął prowadzić korytarzem a Garr człapał za nami z walizkami.
W ostatniej chwili zauważyłam, że ktoś przyglądał się całej tej sytuacji. Opierał się nonszalacko o barierki na drugim piętrze. Jasne nie do końca kręcone włosy okalały mu twarz jak lwia grzywa. Miał lekki zarost i białą skórę. Przyglądał mi się uważnie śledząc rubinowymi oczami. Uśmiechną się do mnie lekko, gdy zauważył moje zainteresowanie. Ta chwila, moment, gdy nasze spojrzenia się spotkały. To było niewiarygodnie intymna sytuacja. Ale jak mogło do niej dojść w tak krótkim czasie. Wchodzę za winkiel i tym samym schowałam się przed wzrokiem nieznajomego.
Moje myśli były nawiedzane przez głuche pytania.
Kim jest? Jak się nazywa? Co to było?
Miarowy stukot pazurów Sterlinga o posadzkę łączył mnie z rzeczywistością. Nie widziałam czy Dymitr coś do mnie mówi. Byłam całkowicie zaabsorbowana nim… Nagłe szarpnięcie cofnęło mnie do tyłu. Wróciłam do rzeczywistości błądząc rozbieganym spojrzeniem po korytarzu. Lekko uchylone drzwi otwierają się bardziej. Katarzyna Bielikow… O nie… Widać, że jest zdenerwowana, a raczej rozwścieczona jak osa!
Trzymałam na ręce małego psa. Małą rozwścieczoną hiszpańską kiełbaskę. Jak ja go nienawidzę.
- Co to ma być!?- Głos Katarzyn rozniósł się po korytarz, tak jak zapach jej drogich perfum.- Tu nie można wprowadzać psów!
Wyprostowałam się odbierając atak. Dumnie uniosłam głowę i pogłaskałam po głowie przestraszonego Sterlinga, który przykleił się do mojej nogi. Zeskanowałam ja uważnie wzrokiem.
- I kto to mówi? Osoba, która trzyma psa na ręce.- powiedziałam bardzo spokojnie z nutką kpiny, której nie potrafiłam zatuszować.
- Ach!- Pisnęła oburzona i zasłoniła uszy swojego pupila- idiotyzm! Fifi to bardzo dobrze wychowany piesek! A nie, nie…- nie wiedząc, co powiedzieć wskazała na mojego psa- To coś! Kosmate. Brzydkie jak noc! I do tego Szkot! Moja Fifi jest bardzo dobrze wychowana! Płynie w niej czysta Rosyjska krew! A pies jest odbicie właściciela, więc wątpię by to twoje „coś” było, wychowane.- na ostatnie słowo nałożyła widoczny nacisk.- ma zniknąć z tego domu! Bo inaczej sama powieszę go na drzewie! Mówię poważnie.
- Hah. Po właścicielu? To, to twoje kosmate chorizo ma fat…- w ostatniej chwili Dymitr dźgną mnie w plecy.- bardzo dobre wychowanie.- uśmiechnęłam się fałszywie, po czym skinęłam i ruszyłam do przodu popchana przez Dymitra.
- I to coś ma zniknąć z pokoi!- wrzasnęła za nami.
- Wredne, głupie, babsztylowate, francowate…. WIEDŹMA!- mamrotałam pod nosem.
Garrett się chichrał a Dymitr zaciskał zęby. W końcu doszliśmy do mojego pokoju. Po otworzeniu drzwi ukazał mi się mały pokoik ze szklanymi drzwiami, którymi można było wyjść na zewnątrz, dużymi strzelistymi oknami, zza których widać było czerwone róże i trochę zagrody dla koni.
Duże łóżko, szafa, komoda i mały stolik na czterech nogach, do którego przymocowane zostało duże lustro. Na ziemi został ułożony perski dywan w czerwono-brązowych barwach. Ściany mają odcień jaśminu i jedyne, co mnie w nich denerwowało to, to, że został na nich powieszony portret Katarzyny. Będzie się na mnie gapiła w dzień i w noc! A oczy na obrazie Są tak samo wredne jak w rzeczywistości!!! Sterling położył się na łóżku jakby wiedział, co go czeka.
 Garrett wniósł moje walizki, za co byłam mu bardzo wdzięczna.
- Iza, będę musiał go wziąć. Wiesz, że z moją matką nie ma przelewek.
- Tak wiem. Ale gdzie on będzie?
Dymitr popatrzył na psa, a pies na niego tak maślanym wzrokiem, że dałoby się posmarować cały bochenek chleba!
- Dam go do stajni, do innych psów. A kiedy będzie polowanie pojedzie z nami. Pobiega sobie, wyżyje się…
-Przecież w tamtym roku jej nie przeszkadzał!
- W tamtym roku to on był szczeniakiem i mogłaś go nosić na rękach. Ale zdaje się, że moja matka chce ci uprzykrzyć życie w czasie zbiorów żebyś więcej nie przyjeżdżała.
- Ale na razie go nie zabieraj. Wiem gdzie to jest. Zaprowadzę go.- uśmiechnęłam się i przytuliłam się do niego zarzucając ręce na jego szyję.
-Dziękuje.- wyszeptałam i pocałowałam go w policzek.
Kątem oka nagle zauważyłam jak ktoś przechodził korytarzem zwalniając przy otwartych drzwiach, lecz gdy tam popatrzyłam nie zauważyłam nikogo…
- Za co?
- Za to, że mnie powstrzymałeś przed powiedzeniem twojej kochanej mamusi, co tak na prawdę o niej myślę.
- Nie ma, za co.- uśmiechną się do mnie.- muszę iść pewnie szuka mnie już po całej posiadłości.
- Dymitr!- jej wrzask odbił się od ścian korytarza, tworząc skrzeczące echo.
- O wilku mowa… Idź, ja się wypakuję.- uśmiechnęłam się i odprowadziłam go wzrokiem.
Chłopak zamkną drzwi i zostałam z psem sama.
- No to, co Sterling? Będziesz musiał nocować w stajni.
Pies skulił uszy.
- Wiem, też mi się to nie podoba, ale będę cię przemycać.- mrugnęłam do niego i rozpięłam pierwszą torbę.
Wypakowałam z niej pierwszą suknię. Przeżyła w dobrym stanie i mam nadzieję, że reszta również nie będzie bardzo pogięta… Wyciągnęłam całą jej zawartość, co uczyniłam również z pozostałymi dwoma. Wszystkie suknie powiesiłam na wieszaczkach, okręconych jakąś delikatną wstążką by nie niszczyć ubrań i wsadziłam do obszernej szafy. Biżuterię, której było dosyć sporo umiejscowiłam na starannie wyrzeźbionej w ciemnym drewnie, komodzie, do której schowałam również bieliznę i ubrania na powrót.
Kosmetyki ułożyłam starannie na biurku z doczepianym lustrem, w którym przy okazji się przeglądnęłam.
Z soczewki już dawno się rozpuściły i szkarłatne oczy kontrastowały z rubinowym naszyjnikiem, który dumnie prezentował się na mojej szyi. Rozczesałam włosy, przez co ułożyły się one w kaskady kasztanowych fal. Uśmiechnęłam się do siebie i zajęłam się przyborami do mycia. Jeden szampon o zapachu jabłek i rozmaite sole do kąpieli postawiłam na brzegu kanciastej wanny wmurowanej w ścianę i obłożonej kafelkami. Na jej brzegach stały też nieużywane świeczki, które za niedługo, za moim pośrednictwem, zostaną użyte. Gąbkę wrzuciłam po prostu do wanny a szczotkę do zębów i pastę na kran.
Oczywiście nie zapomniałam o Sterlingu. Dla niego przygotowałam dwie miski, karmę i jego ulubionego pluszowego zająca.
Do jednego pojemnika nasypałam jedzenie a do drugiego nalałam wodę. Obie miseczki postawiłam pod portretem Katarzyny. Właśnie o wilku mowa… Stanęłam okrakiem nad psem, który przyszedł jeść i za nic w świecie nie chciał się posunąć. Złapałam za mosiężne ramy obrazu.
- Witaj Kat.- popatrzyłam na jej płócienną twarz.- Papa Kat.- obraz postawiłam przodem do ściany chowając go za szafę.
To się nazywa szacunek do gospodarza!
Usłyszałam lekkie pukanie do drzwi, a po chwili wychyliła się zza nich czupryna prostych rudych włosów.
- Hej Nora.- uśmiechnęłam się do niej serdecznie.
- Hej.- odwzajemniła gest
Dziewczyna weszła i usiadła na łóżku, na którym zdążył ulokować się Sterling, właśnie gryzący swojego misia.
- Cześć piesku.- zaczęła drapać go za uszami, a jego noga latać uderzając o materac, który skrzypiał żałośnie.
- Ściągnęłaś jej portret?- spytała rozbawiona spoglądając na ścianę, na której został widoczne jaśniejszy prostokąt.
- Tak. Nie uważasz, że ten pokój od razu stał się przytulniejszy?
- Oj tak!
Zaczęłyśmy się śmiać.
Mnie i Norę dużo łączy, a głównie to, że żywimy te same uczucia do Katarzyny.
Usiadłam po drugiej stronie Sterlinga żeby dobrze ją widać i zapytałam, wprost: ·- Kim był ten mężczyzna na schodach?
- Wtedy, kiedy przyjechałaś? Siostra Dymitra. Zoya. Ja też uważam, że powinna zgolić wąsik.
Zaczęła chichotać.
- Dobrze wiesz, że nie o tego mężczyznę mi chodzi.- zaśmiałam się.- Ten blondyn na szczycie schodów. Przyglądał mi się…
-A chodzi ci o Basha.- przerwała- To dobry przyjaciel Arona. Francuz. Bili się podczas jakiejś wojny. I żeby był śmieszniej po przeciwnych stronach!
- To jak to się stało, że są przyjaciółmi?
-On pomógł mojemu mężowi. Nigdy nie chcieli mi powiedzieć jak, ale od tamtej pory są przyjaciółmi.
- Byli już wampirami?
- Tak. Chyba tak- uśmiechnęła się.- No dobra Swan, ale teraz opowiadaj! Nie widziałam cię rok! A teraz trzeba to nadrobić!
"DO WHAT YOU WANT!"